Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A ha! ciekawość brachu, co? Umówił się z nim, że ten po zjedzeniu obiadu będzie przychodził do Huberta i przygotowywał się do matury. Co dzień tak było. Uczył się, kuł za wszystkie czasy. Hubert spławił pannicę, nawymyślał jej porządnie. Ona obraziła się, bo to dobra nawet znajoma Huberta… A wiesz, jaki on jest prędki. Musiał jej coś tam ładnego powiedzieć, ho, ho! Z kolegami Władka przeprawa była krótka. W tym okresie widziałem Władka. Gębę miał bladą i zacięty wyraz koło ust. Potem, po pewnym czasie odnowiło się wszystko. Hubert wówczas jak polip omotał chłopaka, klarował mu, pomagał i co najważniejsze, pilnował. No, i całe szczęście, że matura się już zbliżała. Władek w natłoku roboty zapomniał o koleżkach, pannie. Byłem akurat u Huberta, jak przyszedł po maturze Władek i dziękował mu. Ten skrzywił swoim zwyczajem wargi i powiedział:
— Właściwie, Władku, to sam sobie dałeś szkołę. Ja ci mało pomogłem. Gdybym wiedział, że jesteś drań, z którego nic nie można byłoby zrobić, tobym ci napewno nie pomógł, ale tak można cię było jeszcze ratować. No, to pomogłem. Tylko nie gadaj mi o wdzięczności. Głupioś to powiedział, bo cała ta wdzięczność to są brednie.