Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okno błysnęła słoneczna smuga. Lecz oto rozpryskuje się o niewidzialną ścianę wirów tanecznych i wachlarzem barw rozkłada dokoła. Zlewa purpurą rozflirtowany kąt pod palmą. Dosięga zieleniźną ledwie wypierzonych żółtodzióbów, smalących swe niezdarne koperczaki. Drapuje nadęte fiolety nad rytualnem tangiem, celebrowanem w namaszczeniu przez zblazowanych jak gigolaki bubków z 6-a. A potem z kąta tryska jaskrawy błysk reflektora i wodzi ostrą ironią po rozanielonych parkach, spotniałych starszych paniach, ugania się za nieuniknionym na każdej zabawie grubasem wywijającym oberka: to również nieodzowna na sztubackiej tańcówce paczka „tutejszych filozofów” z pod pieca, którzy wyżsi ponad to wszystko „obserwują życie”. Nie dlatego nie tańczą, że nie umieją…
Chyba zaś w gęstej barwie granatu ciemnego jak burzliwa, deszczowa noc snuje się rozmowa między Hubertem a sobiepankiem Władkiem, gdy ten rzuca zaczepkę:
— Zadowolonyś, że wszystkie gąski sznureczkiem przyszły za ciocią drużynową?
— Bo co? podejmuje Hubert.
— Tacy wy wszyscy jesteście w drużynie. Musicie ustawiać się w pary do szkółki, czwórkami na