Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

najmocniejszego, Józka, który zamykał pochód, ruszali dalej.
Jakim cudem dotarli do szałasu na Iwanówce, nie mógł tego nigdy Stach pojąć. Sam chyba czysty instynkt życia wyrwał ich z opresji. I taż radość życia rozsadzała ich widać, gdy w czterech Ścianach szałasu rozhulali się tak szalonym „zbójnickim”, jakiego ta hala nigdy przedtem ani potem nie widziała. Gdy ruszając w dalszą drogę Stach zdjął z kijków pozostawione przez zapomnienie rękawice, były tak twarde, ścięte przez mróz, ze się nie dały wciągnąć na ręce. Dopiero przygniecione między nartami skruszały. Z takiej to przygody unieśli cało głowę.
Nie wszyscy wyszli zresztą bez szwanku. Janek ciężko odmroził nogi…
Przez następne dni powracali do równowagi. Jeszcze tylko od Wodogrzmotów i Pięciu Stawów przez Opalone, które upamiętniło się spotkaniem z Przewodniczącym Związku dr. Grażyńskim, do Morskiego Oka, jeszcze wspaniały Sylwester w najmilszem na świecie schronisku w Roztoce, a potem tylko zjazdy z Cyrhli, z Hrubego, z Gubałówki przy księżycu, a przedewszystkiem wieczory w „chałupie”, jak mówili z góralska.
Wracali zaś do równowagi nie tylko po „warjac-