Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Umie czasem kąsać! — przyznała Zuzia. — Ale mimo to ja ją lubię. Ona jest — jakby podniecona czasem, rozumiecie — jak koń gorącej krwi.
— Hm! — mruknęła Inka. — Chciałabym, żeby się znalazł dobry, rosły, mocny mężczyzna, któryby uzyskał przewagę nad Jelly i wziął ją na pasek. Chciałabym to widzieć.
— Musicie się spieszyć — zwróciła im uwagę Zuzia — jeśli chcecie w porę zdążyć z wkładaniem tych kostjumów. Marcin za półgodziny ma jechać!
— Zdążymy!
Inka w tej chwili zanurzyła twarz w miednicy, pełnej jakiejś mieszaniny koloru atramentu.
Wieczór kostjumowy Zakładu św. Urszuli, urządzany co rok w ostatni piątek majowy, odbył się poprzedniego dnia; następnego popołudnia panienki przywdziewały kostjumy znowu, aby udać się do miasta, do fotografa. Skomplikowane kostjumy, wymagające czasu i przestrzeni dla ich należytego noszenia, trzeba było włożyć już w szkole i tak jechać w nich karawanem do miasta. Mniej okazałe kostjumy wieziono do