Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nadarzyła się pani sposobność powiedzenia mi w oczy, za jak złego, nieużytego i szorstkiego ma mnie pani człowieka. Nawet reporterzy niezawsze pozwalają sobie na tę przyjemność.
— O, ale to było, zanim pana jeszcze poznałam! Teraz wiem, że pan ma bardzo piękne maniery.
Podziękował jej ukłonem.
— Będę się starał mieć na przyszłość lepsze. Będzie mi bardzo miło któregokolwiek południa oddać do dyspozycji moje cieplarnie młodym damom z Zakładu św. Urszuli.
— Naprawdę? — uśmiechnęła się. — To bardzo ładnie z pańskiej strony.
Zapakowali kosz a resztkami obdzielili złote rybki w fontannie.
— A teraz — rzekł — co pani woli obejrzeć naprzód? Galerję obrazów czy orchideje?
Inka wynurzyła się z cieplarni, w której hodowano orchideje, z całem naręczem nieznanych okazów dla zielnika Ludki. Przed stajnią stał tylko co umyty wielki, żółty powóz, do którego zaprzęgano czwórkę koni. Przyglądała mu się z zaciekawieniem.
— Czy chciałaby pani, żebym ją tym powozem odwiózł do domu?