Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Austrio, ty domie szlachetny,
Wyścib chorągiew swoją,
Każ jej na wietrze wiać.
Austria musi wiecznie stać!

Ostatnim prezentem był biały hiacynt w doniczce.
Kiedy już to wszystko znalazło się po rozpakowaniu na łóżku, pani baronowa von Botzenheim nie mogła opanować łez wzruszenia. Kilku wygłodzonym symulantom pociekła ślina z ust. Towarzyszka pani baronowej podpierała siedzącego Szwejka i także roniła łzy. Było cicho jak w kościele, gdy wtem Szwejk złożył ręce i przerwał uroczystą ciszę:
— Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje... pardon, wielmożna pani, to nie tak, chciałem tylko powiedzieć: Panie Boże, Ojcze niebieski, błogosław te dary, które z obfitości Twojej spożywać będziemy. Amen.
Po tych słowach sięgnął po jedno z kurcząt i wgryzł się w nie, podczas gdy doktór Grünstein spoglądał nań okiem przerażonym.
— Ach, jak mu smakuje, żołnierzykowi — entuzjazmowała się stara baronowa, zwracając się do doktora Grünsteina. — On jest niezawodnie już zdrów i może wyruszyć w pole. Bardzo się cieszę, że przyniosłam mu te rzeczy w porę.
Potem chodziła od łóżka do łóżka i rozdawała papierosy i czekoladki. Wreszcie zawróciła ku łóżku Szwejka, pogłaskała go po głowie, szepnęła: Behüt euch Gott — i z całą świtą wyszła z sali:
Zanim doktór Grünstein powrócił z dołu po odprowadzeniu baronowej, Szwejk porozdawał kurczęta, które zostały pożarte przez pacjentów z taką szybkością, że zamiast kurcząt znalazł doktór Grünstein tylko kupkę kości ogryzionych tak czyściutko, jakby kurczęta za życia wpadły były do gniazda sępów, a ich ogryzione kości leżały parę miesięcy na spiekocie słonecznej.