Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łajdaki, myślały, że nam ta komisja coś pomoże; drek nam pomogła“. — Pan oberst się śmiał, aż się za brzucho trzymał, ale wreszcie przyszła kolej na jedenastą kompanię. Idzie, wali nożyskami w ziemię, a gdy podchodzi do pana obersta, nic, milczy, ani słówka. Pan oberst się zaczerwienił jak kogut i cofnął kompanię, żeby powtórzyła. Defiluje i milczy, tylko szereg za szeregiem impertynencko patrzy panu oberstowi w oczy. — Ruht! — powiada pan oberst, chodzi po dziedzińcu, bije się biczyskiem po cholewach, pluje, potem nagle staje i ryczy: — Abtreten! Siada na swoją szkapinę i wyjeżdża za bramę. Czekaliśmy z wielkim zaciekawieniem, co się stanie z jedenastą kompanią, a tymczasem nic i ciągle nic. Pan oberst się już w koszarach wcale nie pokazał, z czego szeregowcy, podoficerowie i oficerowie ogromnie się cieszyli. Potem dali nam nowego obersta, a o tym dawnym mówili, że jest w jakimś sanatorium, ponieważ napisał własnoręcznie list do cesarza, że jedenasta kompania się zbuntowała.
Nadeszła pora popołudniowej wizyty. Wojskowy lekarz Grünstein chodził od łóżka do łóżka, a za nim podoficer-sanitariusz z księgą ordynacyjną.
— Macuna?
— Jestem!
— Irygator i aspiryna! — Pokorny?!
— Jestem!
— Płukanie żołądka i chinina! — Kowarzik?!
— Jestem!
— Irygator i aspiryna! — Kotiatko?!
— Jestem!
— Płukanie żołądka i chinina!
I w takim porządku szło jedno za drugim, mechanicznie, ostro, bez litości.
— Szwejk?!
— Jestem!