Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


VI
Szwejk przerywa zaczarowane koło i dostaje się znowu do domu.


Budowlę dyrekcji policji przewiewał chłód obcego autorytetu, który ustalał, jak dalece ludność entuzjazmuje się wojną. Prócz garści ludzi, którzy się nie wyparli, że są synami narodu mającego przelewać krew za sprawy zgoła mu obce, dyrekcja policji była kolekcją biurokratycznych drapieżników, którzy za jedyne narzędzie obrony państwa uważali więzienie i szubienicę.
Z ofiarami swymi ludzie ci obchodzili się z jadowitą uprzejmością, czyhając bacznie na każde ich słowo.
— Bardzo mi przykro — rzekł jeden z tych czarnożółtych drapieżników, gdy przyprowadzono doń Szwejka — że pan znowu dostał się w nasze ręce. Myśleliśmy, że się pan poprawi, ale spotkał nas zawód.
Szwejk bez słowa potakiwał głową i miał minę tak niewinną, że czarnożółta bestia spojrzała na niego z dużym zaciekawieniem i rzekła z naciskiem:
— Nie rób pan takiej idiotycznej miny:
Ale natychmiast przeszła znowuż w ton wielkiej uprzejmości i mówiła dalej: