Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, oni mnie nie wypuszczą — odpowiadał sam sobie — nie wpuszczą i nie wypuszczą. Jestem tutaj już od godziny szóstej rano.
Stał się nagle rozmowny, wyprostował się i zapytał Szwejka:
— Czy nie ma pan przypadkiem rzemiennego pasa, żebym mógł z tym skończyć?
— Z miłą chęcią mogę panu posłużyć — odpowiedział Szwejk, odpinając pas. — Jeszcze nigdy nie widziałem, jak się ludzie w areszcie wieszają na rzemiennym pasie.
— Tylko z tym kłopot — mówił Szwejk rozglądając się dokoła — że tu nigdzie nie ma porządnego haka. Klamka okienna pana nie utrzyma. Chyba że powiesiłby się pan klęcząc, na pryczy, jak zrobił ten mnich w klasztorze Emauskim, co się powiesił na krucyfiksie przez jedną młodą Żydówkę. Ja samobójców bardzo lubię. Dalej, a żwawo!
Ponury człowiek, któremu Szwejk wetknął pas w rękę, spojrzał na rzemień, rzucił go w kąt i wybuchnął płaczem, rozmazując brudnymi rękoma łzy po całej twarzy. Skrzeczącym głosem wyrzucał przy tym zdanie za zdaniem: — Ja mam dziateczki, ja się tu dostałem za pijaństwo i za niemoralne życie. Jezus, Maria, moja biedna żona, co też powiedzą teraz w urzędzie? Ja mam dziateczki, ja tu jestem za pijaństwo i życie niemoralne itd. w kółko i bez końca.
Wreszcie uspokoił się trochę, podszedł ku drzwiom i zaczął w nie kopać i walić pięściami. Za drzwiami dały się słyszeć kroki i ozwał się głos:
— Czego tam?
— Wypuśćcie mnie na wolność! — rzekł aresztant takim głosem, jakby wolność była do istnienia koniecznie potrzebna.
— Gdzie panu tak pilno? — pytano z drugiej strony drzwi.
— Do urzędu — odpowiedział nieszczęśliwy ojciec, małżonek, urzędnik, pijak i rozpustnik.