ment, w którym nie brakło stylistycznych ozdóbek przepisanych prawidłami urzędowości:
Wysokie dowództwo c. i k. pułku piechoty nr 91
w Czeskich Budziejowicach.
Podróż z Pisku do Budziejowic pociągiem osobowym upłynęła Szwejkowi szybko i mile. Towarzyszył mu młody żandarm, nowicjusz, który nie spuszczał ze Szwejka oczu i strasznie się bał, żeby mu Szwejk nie uciekł. Przez całą drogę rozstrzygał ciężkie zagadnienie:
Co bym zrobił, gdyby mi teraz wypadło wyjść z małą albo i z dużą potrzebą?
Rozstrzygnął sprawę w ten sposób, że zabrał Szwejka z sobą.
Przez całą drogę od dworca kolejowego do koszar Mariańskich w Budziejowicach uporczywie spoglądał na swego aresztanta, a gdy zbliżali się do jakiegoś ruchliwszego skrzyżowania ulic lub skrętu kuszącego, zaczynał opowiadać Szwejkowi jakby od niechcenia, po ile ostrych naboi otrzymują do eskortowania aresztantów, na co Szwejk odpowiadał, że jest przekonany, iż żaden żandarm nie strzalałby na ulicy za uciekającym, żeby nie narobić nieszczęścia.
Żandarm spierał się z nim o to, aż dotarli do koszar.