Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Wszystkie wyżej wymienione oskarżenia przeciwko mnie opierają się na prawdzie.
Józef Szwejk

Podpisawszy, zwrócił się do surowego pana:
— Czy każe mi pan jeszcze coś podpisać? Czy może mam przyjść dopiero jutro rano?
— Z rana zostanie pan wywieziony do sądu karnego — usłyszał w odpowiedzi.
— O której godzinie, proszę pana? Żebym przecie, broń mnie Boże, nie zaspał!
— Precz! — zabrzmiało na Szwejka dzisiaj po raz drugi to słowo zza stołu, przy którym stał.
Powracając do swego nowego zakratowanego mieszkania, Szwejk rzekł do dozorcy, który go przyprowadził:
— Wszystko tu jest akuratne, jak w zegarku.
Jak tylko drzwi się za nim zamknęły, jego współaresztowani zasypali go mnóstwem pytań, na które Szwejk odpowiedział jasno:
— Akurat się przyznałem, że zabiłem arcyksięcia Ferdynanda.
Sześcioro ludzi skuliło się w przestrachu pod zawszonymi kocami, tylko Bośniak rzekł:
— Dobro doszli.
Układając się na pryczy, mówił Szwejk:
— Głupia sprawa, że nie mamy tutaj budzika.
Ale rano zbudzili go bez budzika i punktualnie o szóstej wywozili Szwejka w „zielonym Antku“ do krajowego sądu karnego.
— Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje — rzekł Szwejk do swoich towarzyszy podróży, gdy „zielony Antek“ wyjeżdżał z bramy komisariatu policji.