Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wywozi się dlatego do Niemiec, że niemieccy żołnierze dostają papierosy i czekoladę.
Następnie przypominali sobie wzajemne czasy dobrych, porządnych wojen dawnych, a Szwejk poważnie wywodził, że wtedy, kiedy to za mury oblężonego miasta rzucano garnki, pełne smrodliwych rzeczy, też nie było osobliwą przyjemnością wojowanie w takim smrodzie. Opowiadał koledze, iż czytał, że jakiś zamek oblegany był przez całe trzy lata, a nieprzyjaciel oblegający nic innego nie robił, tylko dzień w dzień bawił się w taki właśnie sposób z oblężonymi.
Byłby niezawodnie powiedział jeszcze coś interesującego i pouczającego zarazem, ale rozmowę ich przerwał powrót nadporucznika Lukasza. Rzuciwszy straszliwe, miażdżące spojrzenie na Szwejka, podpisał papiery, odesłał żołnierza i skinął na Szwejka, aby poszedł za nim do pokoju.
Oczy nadporucznika miotały straszliwe błyskawice. Siadłszy na krześle, zastanawiał się, spoglądając na Szwejka, kiedy rozpocznie masakrowanie.
— Najpierw dam mu parę razy w pysk — myślał nadporucznik — potem rozpłatam mu nos i poobrywam uszy, a dalej się zobaczy.
Tymczasem spoglądała na niego szczerze i tkliwie para poczciwych, niewinnych oczu Szwejka, który odważył się przerwać ciszę przed burzą tymi słowy:
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że kota już pan nie ma. Zeżarł pastę do butów i pozwolił sobie zdechnąć. Wrzuciłem go do piwnicy, ale do sąsiedniej. Takiego porządnego i ładnego kota angorskiego już pan nie znajdzie.
— Co ja z nim zrobię? — pomyślało się nadporucznikowi. — Na rany boskie, przecież ma taki idiotyczny wyraz twarzy!
Zaś poczciwe, niewinne oczy Szwejka dalej promieniały tkliwością i dobrocią, wikłającą się wyrazem obsolutnej równowagi ducha, jakby mówił, że wszystko jest w porządku