Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Porwany piesek warczał jak wściekły, sapał, rzucał się, aż wreszcie położył się z wywieszonym językiem, zmęczony, i czekał, co się z nim będzie dalej działo.
Uspokajał się powoli i tylko od czasu do czasu żałośnie skowyczał.
Szwejk położył przed nim resztę wątroby, otrzymaną od Blahnika. Ale pies odwrócił się od niej i rzucił na obu wściekłe spojrzenie, jakby mówił:
— Już raz wpadłem, sami sobie to zeżryjcie.
Leżał zrezygnowany i udawał, że drzemie. Potem strzeliło mu raptem coś do głowy, wstał, zaczął służyć i prosić przednimi łapami. Poddawał się.
Na Szwejku ta wzruszająca scena nie wywarła najmniejszego wrażenia.
— Leżeć! — krzyknął na biedaka, który znowu przywarował, skomląc żałośnie.
— Jakie imię wpiszemy mu do rodowodu? — zapytał Blahnik. — Wabił się Lux, więc trzeba mu dać imię podobne, żeby się szybko przyzwyczaił.
— To go nazwiemy na przykład „Max“. Widziałeś, jak nadstawia uszy? Pójdź tu, Max!
Nieszczęśliwy rasowy pies, któremu zabrano dom, pana i imię, wstał i oczekiwał dalszych rozkazów.
— Myślę, że można go odwiązać — rzekł Szwejk. — Zobaczymy, co będzie robił.
Gdy go odwiązano, pies od razu zmierzył ku drzwiom. Szczeknął trzy razy na klamkę, licząc zapewne na wspaniałomyślność tych złych ludzi. Widząc wszakże, że nie mają zrozumienia dla jego pragnień wydostania się na dwór, zrobił przy drzwiach kałużę, w przekonaniu, że zostanie wyrzucony za drzwi, jak się działo niegdyś, gdy był młody, a pułkownik uczył go ostro, po wojskowemu, jak ma się zachowywać w mieszkaniu.
Zamiast tego Szwejk rzekł: