Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na ostatnie namaszczenie czekali w szpitalu dwaj ranni. Pewien stary major i pewien dysponent banku, oficer rezerwy. Obaj byli zranieni w brzuch podczas walk w Karpatach i obaj leżeli koło siebie. Oficer rezerwy uważał za swoją powinność czynić to, co czyni jego przełożony. Przeciwne postępowanie byłby uważał za naruszenie subordynacji. Pobożny major miał nadzieję, że może poprawi mu się zdrowie. Ale w nocy obaj pomarli i gdy nazajutrz feldkurat ze Szwejkiem przybyli do szpitala, nieboszczycy z twarzami sczerniałymi, jak wszyscy ci, co umierają skutkiem uduszenia, leżeli pod prześcieradłami.
— Tyle kłopotów mieliśmy, a oni nie czekali — dąsał się Szwejk, gdy w kancelarii powiedziano im, że ranni oficerowie już ich nie potrzebują.
Szwejk miał rację, że było dużo kłopotów. Jechali dorożką, Szwejk dzwonił, a feldkurat trzymał w ręku buteleczkę z olejem zawiniętą w serwetkę... Przechodnie zdejmowali czapki
Za dorożką biegło kilka niewinnych pacholąt, z których jedno przysiadło się na resorach, po czym wszystkie inne pacholęta wrzeszczały unisono:
— Batem go, batem!
Szwejk dzwonił, dorożkarz chlastał biczem za dorożkę.
Na ulicy Wodiczkowej jakaś dozorczyni domu, członkini kongregacji mariańskiej kłusem dogoniła dorożkę i kazała się pobłogosławić. Przeżegnała się, splunęła i powiedziała:
— Jadą z tym Panem Bogiem jak wszyscy diabli. Można dostać suchot — i zadyszana zawróciła do swego domu.
Najbardziej irytował dzwonek szkapinę dorożkarską, której musiał widać coś przypominać, bo stale oglądała się za siebie i próbowała zatańczyć na jezdni.
Feldkurat poszedł do kancelarii dla załatwienia rachunku za swoje wydatki. Sierżantowi rachuby wyliczył dokładnie, że władze wojskowe winny mu sto i pięćdziesiąt koron za olej.