Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale i wówczas nie przestał się kłócić, dowodząc, że jeździ tylko fiakrem.
— Chcecie mnie oszukać — mówił feldkurat, wymownie mrugając na Szwejka i na dorożkarza. Przecież szliśmy piechotą.
I nagle w przypływie wielkoduszności rzucił dorożkarzowi portmonetkę.
— Zabieraj wszystko! Ich kann bezahlen. Ja się o parę grajcarów nie kłócę.
Gdyby chodziło o ścisłość, to powinien był powiedzieć, że mu nie zależy na trzydziestu sześciu grajcarach, bo w portmonetce było akurat tyle. Na szczęście dorożkarz poddał go ścisłej rewizji osobistej, mówiąc przy tym o dawaniu po łbie.
— No to wal — odpowiedział feldkurat. — To nic osobliwego. Jestem wytrzymały.
W kieszeni kamizelki znalazł dorożkarz pięć koron. Wychodził, przeklinając swój los i feldkurata, że mu zabrał tyle czasu i nie płaci.
Kapelan zasypiał powoli i ciągle robił jakieś plany. Zamierzał czynić różne rzeczy, grać na fortepianie, brać lekcje tańca i smażyć rybki.
Potem obiecywał wydać za Szwejka swoją siostrę, której nie miał. Życzył sobie też, żeby go zanieśli na łóżko, i wreszcie zasnął, oświadczając, że życzy sobie, aby w nim uszanowany był człowiek, czyli jednostka posiadająca wartość nie mniejszą od świni.

∗             ∗

Gdy nazajutrz z rana Szwejk wszedł do pokoju, w którym feldkurat spał, znalazł go na kanapie rozmyślającego usilnie nad tym, jak i co się mogło stać, że został polany tak osobliwie, iż spodnie przylepiły się do skórzanej kanapy.
— Posłusznie melduję, panie feldkurat — rzekł Szwejk — że pan w nocy...