Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na uśmiechy przechodniów odpowiadał Szwejk miękkim uśmiechem, ciepłem i tkliwością swoich poczciwych oczu.
Tak wędrowali ku dzielnicy karlińskiej, gdzie mieszkał kapelan polowy.
Pierwszy odezwał się do Szwejka mały grubas. Znajdowali się akurat na Małej Stronie i szli cienistą aleją, gdy grubas zapytał:
— Skąd pochodzisz?
— Z Pragi.
— Nie uciekniesz nam?
Do rozmowy przyłączył się wysoki, chudy. Jest to osobliwym i ciekawym zjawiskiem, że podczas gdy małe grubasy bywają przeważnie poczciwcami i optymistami, ludzie chudzi i wysocy należą do sceptyków.
I dlatego wysoki chudziak rzekł do małego grubasa:
— Żeby mógł, to by uciekł.
— Po co miałby uciekać — ozwał się grubasek. — Jest przecie na wolności, bo z garnizonu został zwolniony. Niosę papiery zwalniające.
— A co jest w tych papierach? — pytał chudziak.
— Tego nie wiem.
— Widzisz. Nie wiesz, a gadasz.
Przez most Karola szli w głębokim milczeniu. Na ulicy Karola ozwał się znowu mały grubas do Szwejka:
— Czy nie wiesz, po co cię prowadzimy do kapelana polowego?
— Do spowiedzi — rzucił Szwejk od niechcenia. — Jutro będą mnie wieszali. To się zawsze tak robi i to się nazywa pociecha duchowna.
— A za co cię będą niby tego... — ostrożnie pytał chudziak, podczas gdy mały grubas ze współczuciem spoglądał na Szwejka.
Obaj byli rzemieślnikami z prowincji, ojcami rodzin.