Strona:Jarema.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czystością przedstawiał go. Może serce szepnęło jéj wtedy, że z kupna tych pustek bodaj czy się co innego nie wykluje!...
Ponieważ się już ku wieczorowi skłaniało, a z za Nowéjgóry jakieś podejrzane wymykały się chmurki, wstała gospodyni i wszystkich gości zaprosiła do pokoju.
Mówiono o tém i owém, a tymczasem matka z córką postarały się o herbatę i przekąskę. Na dworze było coraz chmurniéj, wicher zerwał się i tłukł nielitościwie po wierzchołkach drzew ogrodowych.
Przysunięto bliżéj krzesełka, a rozmowa stawała się coraz głośniejszą.
Kiedy pułkownik, wracając do interesu, znowu o pustkach mówić zaczął, a nawet w kieszeni dukatami brzękał, podniosła rękę gospodyni i rzekła głosem uroczystym:
— Na sprzedaż pustek jaknajchętniéj przystaję; wymawiam tylko sobie, aby pułkownik i pan Władysław kilka dni dobrze tę rzecz rozważyli, czy grunta warte tych pieniędzy, i czy zdadzą się na co. Nie taję się z tém bynajmniej, że sprzedaż tych pustek pod tak korzystnemi warunkami jest dla mnie w téj chwili dobrodziejstwem. Ponieważ jednak we wszystkiem upatruję zrządzenie Boże, pytałam więc w duchu siebie, za jaki dobry uczynek, za jaką poczciwą myśl Bóg mnie wynagradza?! I oto przypomniałam sobie, że powzięłam dzisiaj myśl założenia szkółki dla ludu, i właśnie z proboszczem chciałam się rozmówić o potrzebne do tego fundusze. Dla tego więc, dziękując Bogu za ratunek w potrzebie, przeznaczam z góry sto czerwonych złotych na założenie szkółki z saméj