przemowy, i podkręcał wąsy z zadowoleniem człowieka, któremu szczęście pełnemi policzkami uśmiechać się zdaje.
Pan Władysław, był to młody człowiek, mający zaledwo lat dwadzieścia kilka. Ubiór jego był skromny. Czarna suknia zapięta do góry uwydatniała piękny wzrost jego. Włos jasny leżał na głowie naturalnie, bez żadnych sztucznych kędziorów. Wejrzenie miał rozsądne, a cała twarz jego była ogorzała od słońca i wiatru. Przyjechał na bryczce pułkownika, nie miał nawet galonowanego służącego z sobą; trudno więc było, według wyobrażeń dzisiejszych matek wierzyć, że pan Władysław przyjechał w konkury. Nie zarekomendował się ani ekwipażem kupionym za wybraną naprzód trzyletnią arendę z karczmy, ani angielskiéj rasy kasztankami, na które zazwyczaj podpisuje sie u Icka przesolony weksel a conto posagu przyszłéj żony. Nie miał szkiełka w oku, ani bakenbardów á l’anglaise rozczesanych. I jakże to mógł być konkurent? A co najważniejsza, pan Władysław, usiadł skromnie na ławeczce z pułkownikiem, zamiast założyć z angielska nogę na nogę i gospodyni sprezentować podeszwy lakierowanych butów swoich. Nawet nie mieszał się gwałtem do rozmowy, tylko czekał, aż starsi się wygadają, bo starszym należy się pierwszeństwo. I gdzież to mógł być konkurent?...
Matka wszakże Jadwigi mimo to odgadła intencye starego pułkownika; ale trochę smuciła się na myśl która zazwyczaj matkom rozkosz sprawiać zwykła. Położenie jej było opłakane. Nagła zmiana stosunków włościańskich, oraz smutne późniejsze katastrofy, zniszczyły do szczętu mężowski majątek i jej własny
Strona:Jarema.djvu/84
Wygląd
Ta strona została przepisana.