Strona:Jarema.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nierski jest wprawdzie gorzki, ale téż i dworski do niczego nie doprowadzi. Ohoho! znam ja panów waszych! Oniby z człowieka skórę zdarli i duszę z gardła wyjęli, gdyby to można było. I cóż masz teraz ze swojéj wysługi we dworze? Oto powinęła ci się noga, jak każdemu człowiekowi powinąć się może, zaraz wypędził cię dziedzic ze dworu, a potém Szepnął mandataryuszowi do ucha: „Garalewicz, Jarema misię nie podoba!“ A usłużny Garalewicz zakuł cię w dyby i w kamasze wpakował! He, czy nie tak?
Jarema obracał w ręku talarka z Matką Bozką i myślał sobie w duchu:
— Huber ma słuszność — jam tego pierwej nie wiedział
Huber mówił daléj:
— I może teraz we dworze kto myśli o tobie, że ci tu nienajlepiej siedzieć? Gdzie tam! Pan prędzéj myślałby o psie legawym, niżeli o swym słudze. Oni tam zapijają sobie poncz z rumem i dwa razy nadzień kawę piją, bo gromada na nich pracuje. Grają sobie w karty, gdy im się dłuży, albo jadą na wojaż, gdy już dużo długów mają. A cóż tam chłop u nich!? —
Jarema kiwał głową to w tę, to w owę stronę, bawiąc się ciągle talarkiem z Matką Bozką.
— I dlaczegoż to tak jest? — zapytał po chwili.
— Ba, dlaczego tak jest? — odparł Huber. — Ja nieraz już pytałem starszych od siebie o to. Powiedziano mi, że tak jest, bo tak dawniéj bywało.
Jarema myślał, co to wszystko znaczy? — ale nie mogło mu się to w głowie pomieścić. Wiedział on tylko teraz, że dziedzic wielką wyrządził mu krzywdę,