Strona:Jarema.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pośrednictwem panny Zofii, córki dziedzica, która darowała mu dawno kradziez kanarka z miłości przedsięwziętą, udało mu się wyjednać sobie w tym względzie posłuchanie u dziedzica, któremu z całą uległością wypowiedział swój wniosek co do zamiany liberyi.
Nieba sprzyjały Jaremie; dziedzic bowiem był właśnie w bardzo dobrym humorze. Ekonom przyniósł mu raport, że żytko korcuje, że pszeniczka jest bardzo namłotna; a koniczyna więcéj wydaje, niż się spodziewano. Do tego nadeszła jeszcze niby przypadkiem Zosieńka i tak się serdecznie z tatuniem popieściła, że tatunio jaknajłaskawiéj Jaremy wysłuchał i jego życzeniom zadość uczynić przyobiecał. Kozak stryjecznego jego brata bardzo mu się podobał, i nawet myślał o tém, kogoby to ze sług swoich ubrać w tak szerokie hajdawery.
Żydek Mechel, krawiec nadworny i pachciarz krów, wziął się zaraz do roboty, a w niedzielę paradował już uszczęśliwiony Jarema w granatowéj krótkiéj kurcie, przepasany pasem czerwonym. W hajdawerach tak szerokich, jakich w okręgu mil dziesięciu nie było. A gdy się na cmentarzu ukazał, już się nie śmiały z niego dziewczęta, tylko z ciekawością mu się przypatrywały. Nawet Nastusia jasnowłosa zamyśliła się na chwilkę. Jarema bowiem ruszał się jakoś daleko zgrabniéj i swobodniéj, a nabyte przekonanie, że raz W żYciu stało się zadość jego życzeniu, podniosło w nim wiarę w siebie i uczyniło go rozmownym, a nawet dowcipnym.
Ale Nastusia myślała sobie:
— Jarema chłopiec niczego. W ubiorze kozac-