Strona:Jarema.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przecież ci Niemcy nie będą go bili! — szepnęła zcicha do ojca.
Urzędnik zreferował wyrok i zaczął go wygłaszać. Jakkolwiek nie bardzo złą mówił polszczyzną, znać jednak było po niezbyt polskim akcencie niemieckie jego pochodzenie.
— Kradzież z włamaniem się do własności dominialnéj — mówił urzędnik — popełnił wprawdzie Jarema Magdziak, ale mówią za nim różne łagodzące okoliczności. Naprzód zaniedbane wychowanie, wczesna utrata opieki rodzicielskiej, niejasne wyobrażenie, o prawie własności, a w końcu namiętność, czyli raczej zbyt wygórowana żądza posiadania pięknéj blondyneczki (urzędnik zerknął tu na córkę dziedzica) — wszystko to są rzeczy, które karę za jego przekroczenie sprowadzają do minimum... A jeśli do tego zważymy, że jest małoletnim, jak w ogóle lud jest małoletnim, i ma po sobie opiekę „fiskusa,“ więc wnoszę, aby rzeczony Magdziak tym razem uwolniony był od kary cielesnej, a poszkodowanego uprasza się, aby na drugi raz grubsze dawał druty n klatki, bo inaczej będzie karany za dawanie pokusy do przestępstw ludziom, którzy jeszcze nie mają zbyt jasnego pojęcia o własności dominialnéj...
— Brawo! brawo! — zawołał szlachcic, którego dowcip urzędnika zaczął na seryo bawić — brawo panie komisarzu, (licentia poetica naszéj szlachty), brawo! będziesz niezawodnie starostą!
Nie uważał na to poczciwy szlachcic, że w żartobliwych słowach tego wyroku zawierał się cały ówczesny system rządowy, który niby małoletniego chłop-