Strona:Jarema.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gromady, kupić sobie grunt i chałupę, być porządnym gospodarzem i nie dać krzywdy robić gromadzie!
Wszyscy chłopi wpatrzyli się w Jaremę. W ich oczach widać było radość. Oto ich brat gardzi dostatkami świata i wraca na zagon ojczysty, aby z nim dzielić dolę i niedolę. I podnieśli się wszyscy z ławy i podali mu ręce; Hrehory tylko nie wstał, a podając mu rękę, mruknął:
— Tylko Jaremo, pamiętajcie o tém, że teraz nie wolno tak robić, jak to bywało. A Szymka niéma...
Jarema spojrzał ukośnie na wójta, ale nic na to nie odpowiedział. Zresztą nie każdy to dosłyszał, co wójt powiedział, bo kilku naraz mówiło do Jaremy.
A gdy się nieco uciszono, zaczął im Jarema długo i szeroko opowiadać swoje różne koleje żywota. Prawił im o bitwach i o ryżu z baraniną, jak razu pewnego samego Napoleona już za poły kabatu ułapił, jak go cesarz prosił o ogień do fajki, jak w burgu stał na warcie, a cesarzowa rzekła do niego: Jarema, ty krasny żołnir! Daléj opowiadał, jak będąc kapralem, wprost poszedł do cesarza i wyprosił u niego łaskę dla swago kolegi, który miał dostać pięćdziesiąt kijów, jak przy téj okazyi pytał go cesarz, co tam gromada Nowéjwsi porabia i czy się jéj dobrze dzieje? Późniéj wystąpił z wojska, poszedł do kancelaryi i tam pisał i pomagał chłopom, którzy stadami, jak dzikie kaczki, do niego się zlatywali. I zakończył tém, że już był blizkim znakomitego urzędu, ale przypomniał sobie gromadę Nowéjwsi, któréj zapewne nienajlepiej się powodzi, i postanowił wrócić do niej. Sam minister, z dużym harcapem na głowie, pochwa-