Strona:Jarema.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jarema Szymkowi nic nie zrobił — zawołała znowu kobieta, a twarz jéj drgnęła nieprzyjemném uczuciem.
— Czy mu co zrobił, czy nie, o tem dzisiaj nikt nig wié bo już i ryb tych niéma. co pono Szymka zjadły, — wtrącil kucharz i przeżegnał się, bo mu nagle mrowie przez pacierz przeszło.
Kobieta otworzyła usta i chciała coś odpowiedziéć, ale konwulsyjny kurcz jakiś nie dał jéj słowa wymówić.
— Ja wiem tylko, że Jarema był bardzo poczciwym człowiekiem — mówił dalej kucharz, i rzewnemi łzami płakałem, gdy go w rekruty wieźli... Przecież na innego pana, (świéć panie nad duszą jego), toby mu pomógł wydobyć się z biédy; ale tak!.. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata! Wysłuchaj nas Panie...
— Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi! — zaczął ogrodnik, a kucharz, wtórował mu z całą pobożnością czystego serca.
I gdy tak pamięci poczciwego Jaremy i swemu własnemu sumieniu zadość uczynili, podniósł się ogrodnik z przypiecka i poszedł położyć się na tapczan, aby się snem spokojnym pokrzepić. I wkrótce, poleciwszy szczegółowo wszystkie członki swoje opiece Opatrzności Bozkiéj, zaczął chrapać według wszelkich praw przyrodzonych, jak to zwykł czynić człoviek głębokim snem zdjęty.
Słysząc to kucharz, przysunął się do komina i rzekł do Nastki:
— No, teraz możecie kończyć, coście zaczęli opowiadać, bo strasznie ciekawy jestem.
.