Strona:Janusz Korczak - Prawo dziecka do szacunku.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiemy, że najwyższa ostrożność nie daje zupełnej gwarancji; ale tem podejrzliwsi: żeby mieć czyste sumienie, żeby w razie nieszczęścia nie mieć sobie przynajmniej nic do zarzucenia.

Miły mu hazard swawoli, dziwnie lgnie właśnie do złego. Chętnie złym podszeptom posłuszne, najgorsze naśladuje wzory.
Łatwo się psuje, a trudna poprawa.
Pragniemy dobra, ułatwić chcemy; dajemy bez reszty całe doświadczenie: sięgnąć tylko — gotowe. Wiemy, co dzieciom szkodzi, pamiętamy, co nam szkodę przyniosło — niech wyminie, oszczędzi, nie zazna.
— Pamiętaj, wiedz, zrozum.
— Przekonasz się, zobaczysz.
Ono nie słucha. Jakby rozmyślnie, jakby złośliwie.
Trzeba pilnować, by posłuchało, trzeba pilnować, by wykonało. Samo jawnie dąży ku złemu, drogę wybiera gorszą, niebezpieczniejszą.

Jakże tolerować bezmyślne psoty, niedorzeczne wyskoki, niepoczytalne wybuchy.
Podejrzany człowiek pierwotny. Zda się uległy, niewinny, w istocie przebiegły, podstępny.
Potrafi wyślizgnąć się z pod kontroli, uśpić czujność, oszukać. Zawsze ma w pogotowiu wymówkę, wykręt; ukryje i zgoła skłamie.
Niepewny, wątpliwość budzi.