Przejdź do zawartości

Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Może dlatego tak bardzo pragną chłopcy mieć własny zegarek.
Przecież chciałby człowiek nie mieć przykrości, kiedy wraca po przyjemnej zabawie do domu.
Już trudno, niech szkoła będzie szkołą, niech pozostaną wszystkie trudne obowiązki, nie należy żądać zbyt wiele; ale żeby przynajmniej to się mogło zmienić, że nagle podczas miłej zabawy, gdy o wszystkiem się zapomina, nagle... gniew, krzyk dorosłych, groźby i kara. Odrazu tyle gorzkich słów i osamotnienie.
Obawa, żeby się tak nie stało, mąci spokój radości: żeby się nie spóźnić, żeby nie podrzeć ubrania, żeby w biegu podczas chwytania piłki nie potrącić kogoś z dorosłych, nie uderzyć kolegi przez nieostrożność, żeby nie zrobić czegoś takiego. — Czego? — Dorośli wiedzą czego unikać, młodemu grozi przykra niespodzianka.
Chciałbym zebrać wszystkie przepisy i prawidła, żeby zabawa mogła być bezpieczna, ale czy można przewidzieć?
Nie wolno deptać trawników, ale co zrobić, jeśli w gonitwie jedyny ratunek właśnie przez trawnik?
Nie wolno łamać krzewów, ale czy zerwana gałązka, jeśli potrzebna bardzo, wyrządzi szkodę? — Niestety tak. — Ogrodnik wtedy obcina gałęzie, gdy jeszcze soki nie