się śpieszy albo wieczorem się boi, więc koło drzwi na podłogę zrobi.
Czasem chłopcom potrzebne do zabawy kamienie, albo chcą zrobić dołek, więc wyrywają bruk.
Gospodarz się gniewa, że dom świeżo malowany, a już znów brudno, a policja pisze papier, że jest nieporządek i karę zapisuje, a nawet areszt.
Ledwo zamiótł schody i podwórko, znów papiery, patyki i słoma. Wreszcie krzyki.
Czasem gospodarz domu mieszka gdzieindziej, a czasem tu; albo administrator i rządca. Albo ktoś jest chory, więc prosi o spokój.
Więc dozorca pędzi dzieci z podwórka miotłą albo pasem, wymyśla i przeklina; a chłopcy w nogi, w śmiech. To gniewa przecież.
Na podwórku szkolnym przerwa trwa kilka minut, a tu cały dzień głośno: w szkole niema bardzo małych i bardzo dużych, a tu są wszyscy.
Więc nic dziwnego, że dozorca niebardzo wie, a wszystkich nazywa łobuzami i obije pierwszego, który mu się nawinął i nie zdążył uciec.
Jednego mama sama zachęca:
— Idź polataj, idź — pobaw się, duszno w domu.
Drugiemu niechętnie i tylko czasem pozwala.
Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/39
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.