Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zes ministrów nawet na tronie podczas audjencji sadzał tę lalkę, która za poruszeniem sznurka kiwała głową i salutowała.
Do powozu wnoszono lalkę, bo król Maciuś — tak pisali w gazetach — dał słowo, że nogą nie stąpi na ziemię, dopóki ta ziemia nie będzie całkiem wolna od ostatniego nieprzyjacielskiego żołnierza.
I długo się sztuka udawała — i ludzie wierzyli, choć dziwno im było, że król Maciuś zawsze tak samo siedzi na tronie i w powozie, nigdy się nie uśmiechnie, ani nic nie powie, tylko czasem głową kiwnie i salutuje.
Ten i ów coś podejrzewał, a było wreszcie i wielu takich, którzy wiedzieli o zniknięciu króla Maciusia.
Nieprzyjaciel też zaczął się czegoś domyślać, uprzedzony przez swoich szpiegów, ale udawał, że nic, bo co go to mogło obchodzić? Była zima, a zimą i tak siedzi się tylko w okopach.
Dopiero kiedy się dowiedzieli, że wojsko Maciusia chce przerwać front, zaczęli na serjo myszkować — i całą tajemnicę poznali.
I oto w przeddzień ataku wynajęli jakiegoś łobuza, który z całej siły cisnął kamień w lalkę–Maciusia.
Maciuś się stłukł. Porcelana się rozsypała, tylko ręka lalki salutowała w powietrzu, bo głowy już nie było. I jedni zaczęli rozpaczać, inni zaczęli się złościć, że ich oszukują i grozić rewolucją, a inni się śmieli.
Kiedy nazajutrz po próbnym ataku, kiedy to król Maciuś dostał się do niewoli, miał nastąpić