Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cjalna. I wolno panu tylko — myśleć, ale nie — mówić.
— Narada została przerwana — probował się bronić przestraszony prezes.
— Należało oznajmić, że pan przerywa posiedzenie. Jednakże pan tego nie zrobił.
— Zapomniałem, przepraszam.
Minister wojny spojrzał na zegarek:
— Panowie, król dał nam dziesięć minut. Cztery minuty przeszły. Więc się nie kłóćmy. Jestem wojskowy, i muszę spełnić wyraźny rozkaz królewski.
Miał się czego obawiać biedny prezes ministrów; na stole leżał arkusz papieru, na którym wyraźnie napisane było niebieskim ołówkiem:
„Dobrze, niech będzie wojna“.
Łatwo było udawać odważnego wtedy, ale teraz trudno za nieostrożnie napisane słowa odpowiadać. Zresztą co powiedzieć, gdy król zapyta, dlaczego wówczas tę kartkę napisał? Toć zaczęło się wszystko od tego, że po śmierci starego króla nie chcieli wybrać Maciusia.
Wiedzieli o tem wszyscy ministrowie i nawet potrochu się cieszyli, bo nie lubili prezesa ministrów, że zbytnio się rozporządzał i już zanadto był dumny.
Nikt nie chciał nic radzić, a każdy myślał co zrobić, żeby na kogoś innego padł gniew królewski za zatajenie tak ważnej wiadomości.
— Pozostała minuta, — powiedział minister wojny; zapiął guzik, poprawił ordery, podkręcił wąsa, wziął ze stołu rewolwer — i w minutę później stał już wyprostowany przed królem.