Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę powiedzieć sądowi, żeby mi kazał zdjąć kajdany, bo są ciężkie i kaleczą mi nogi.
Kajdany nie kaleczyły Maciusia, bo były nawet za luźne. Ale Maciuś chciał stanąć przed sądem zgrabny i zwinny, a nie, żeby mu się plątały śmiesznie łańcuchy dorosłych więźniów.
I postawił Maciuś na swojem: zamieniono mu żelazne ciężkie kajdany na zgrabne złote łańcuszki.
Wszedł na salę z dumnie podniesioną głową, wszedł lekkim krokiem do tej samej więziennej sali, gdzie tak niedawno zawierał umowę ze swymi uwięzionymi ministrami.
Rozejrzał się ciekawie.
Przy stole siedzieli najstarsi generałowie wszystkich trzech królów. Królowie siedzieli po lewej stronie sali. Po prawej stronie siedzieli jacyś cywilni panowie we frakach i białych rękawiczkach. Co to za jedni? Jakoś dziwnie odwracają głowy, że ich widzieć nie może.
Akt oskarżenia był taki:
1. Król Maciuś wydał odezwę do dzieci, żeby się zbuntowały i nie słuchały dorosłych.
2. Król Maciuś chciał wywołać wszechświatową rewolucję, żeby zostać królem całego świata.
3. Maciuś zastrzelił parlamentarjusza, który szedł do niego z białą chorągwią. Ponieważ Maciuś nie był już wtedy nawet królem, więc odpowiada przed sądem, jako zwyczajny zbrodniarz: I powinien być bądź powieszony, bądź rozstrzelany.
— Co Maciuś na to powie?
— Że wydałem odezwę, to jest kłamstwo. Że nie byłem królem, kiedy zastrzeliłem parlamentarjusza — to jest drugie kłamstwo. A czy chciałem