Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A taka zawsze wesoła, i w uśmiechu pokazuje swoje białe, ostre ząbki.
Ale umiała być Klu–Klu poważna.
— Ach Maciusiu, kiedy widziałam przepiękne fajerwerki i ognisty wodospad, myślałam wtedy, coby to było za szczęście, gdyby i czarne dzieci mogły patrzeć na te wasze dziwy. Mam do ciebie Maciusiu wielką, wielką prośbę.
— Jaką? — pyta się Maciuś.
— Żebyś sprowadził do swojej stolicy 50 dzieci czarnych, żeby tak jak ja, mogły się uczyć, a potem wróciły do Afryki i nauczyły wszystkiego wszystkie czarne dzieci.
Maciuś nic nie odpowiedział, bo postanowił zrobić Klu–Klu niespodziankę. I tegoż wieczora napisał list do stolicy:

„Kochany Felku. Kiedy wyjeżdżałem, ustawiano na dachu telegraf bez drutu. Robota miała być skończona na pierwszego sierpnia. Telegrafem bez drutu mieliśmy się porozumiewać z Bum–Drumem. Więc proszę cię, żebyś pierwszą depeszę wysłał do Bum–Druma taką, żeby przysłał pięćdziesiąt dzieci murzyńskich, dla których otwieram szkołę w mojej stolicy. Tylko proszę cię, żebyś nie zapomniał
Maciuś“.

Poślinił Maciuś kopertę, żeby ją zapieczętować, a tu otwierają się drzwi.
— Felek! Jak to dobrze, że przyjechałeś. Akurat list miałem do ciebie wysłać.
— Przyjechałem w ważnej misji, urzędowo — powiedział poważnie Felek.