Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy wszyscy dzicy zaczęli tak wrzeszczeć, że Maciuś myślał, że oszaleli. A kapłan z dwiema głowami rozciął sznury Bum–Druma — zaczął tańczyć jakiś najdzikszy taniec, potem wszedł na stos, na którym przed chwilą leżał Bum–Drum, — i dotknął drzewa zapaloną pochodnią. Drzewo widocznie było przesycone jakimś łatwo palnym płynem, bo odrazu buchnął płomień tak silny, że Maciuś z Klu–Klu ledwo zdążyli odskoczyć w bok, bo też się mogli spalić.
Aeroplan leżał niedaleko stosa, więc zajęło się od ognia jedno skrzydło, rozległ się huk, wybuchła benzyna w motorze. Maciusia porwały na ręce żony Bum–Druma, posadziły go na złotym tronie — i potem Bum–Drum i wszyscy mniejsi królowie i książęta kładli głowy na stopnie tronu, i prawą nogą Maciusia trzy razy uderzali się w szyję, mówiąc przytem jakieś wyrazy, których Maciuś zupełnie nie rozumiał.
Ciało zmarłego pilota owinęli w płachty, przesycone tak wonnemi olejkami, że Maciusiowi, który po odbytej ceremonji ukląkł, aby zmówić za niego modlitwę, aż zakręciło się w głowie.
— Co to wszystko ma znaczyć? — pytał siebie Maciuś.
Stało się coś nadzwyczajnego, to jasne, ale co? wygląda tak, jakby Maciuś uratował życie Bum–Drumowi i jego stu żonom. Niby jest tak, że Maciusiowi nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Ale czy można być pewnym czegoś w kraju tych dziwnych ludzi.
Skąd zebrała się taka straszna masa murzynów. Co oni będą robili. Bo tymczasem rozpa-