Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I bardzo prosi fabrykanta, żeby nie żałował pieniędzy, tylko wezwał najlepszych majstrów, sprowadził najlepsze narzędzia i materjały, i zrobił jaknajprędzej jaknajlepszy aeroplan.
Fabrykant odłożył na bok wszystkie inne roboty, najlepsi mechanicy pracowali na trzy zmiany dzień i noc. Główny inżynier fabryki tak wszystko obliczał, że aż zwarjował, i potem musiał się dwa miesiące leczyć w szpitalu. A Maciuś codziennie przyjeżdżał do fabryki królewskim samochodem i po parę godzin siedział i oglądał dokładnie każdą rurkę i każdą śrubkę.
Jakie wiadomość ta uczyniła wrażenie w kraju i zagranicą, łatwo sobie wyobrazić. W gazetach o niczem innem prawie nie pisano, tylko o królewskiej podróży. Maciusia nazywali „królem powietrza“, „królem pustyni“, „Maciusiem wielkim“, „Maciusiem szalonym“.
— No, teraz już będzie koniec — mówili zazdrośni. Dwa razy Maciusiowi sztuka się udała, ale teraz już mu się nie uda.
Długo szukał Maciuś kierownika-pilota. Zgłosiło się dwóch: jeden już trochę stary, bez nóg i o jednem oku, i drugi — Felek.
Ten pilot bez nóg był właśnie starszym mechanikiem, który składał aeroplan. On fruwał już wtedy, kiedy aeroplany nie były bardzo dobre i często spadały. On siedem razy spadał, cztery razy tylko się mocno potłukł, ale nic, raz stracił oko, raz zmiażdżyło mu nogi, a raz złamało dwa żebra i tak wstrząsnęło mózg, że przez rok leżał w szpitalu i stracił mowę. I teraz mówił nie bardzo wyraźnie. Ostatni wypadek zniechęcił go do