Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze — powiedział Maciuś — niech pan zaczeka, aż załatwię dzieci, bo to są ich godziny, a potem rozmówię się z panem.
— A czy wasza królewska mość pozwoli mi zostać w sali tronowej. Będę spokojnie stał i nie będę przeszkadzał. A jutro napiszę do gazet, jak odbywa się audjencja u króla, bo to będzie bardzo ciekawe dla tych, którzy czytają gazety.
Maciuś kazał dać dziennikarzowi krzesło, i on przez cały czas coś zapisywał do swego kajetu.
— No, proszę mówić — powiedział Maciuś, kiedy już ostatni chłopiec wyszedł z sali tronowej.
— Królu — zaczął dziennikarz — nie będę wiele czasu zajmował. Powiem krótko.
Ale pomimo tej zapowiedzi, dziennikarz mówił bardzo długo i ciekawie. Maciuś słuchał uważnie, wrészcie przerwał:
— Widzę, że istotnie sprawa jest ważna. Więc proszę, niech pan zje ze mną kolację, a potem pójdziemy do gabinetu, i pan dokończy.
Do godziny jedenastej wieczorem mówił dziennikarz, a Maciuś chodził z założonemi wtył rękami po gabinecie i uważnie słuchał. Maciuś po raz pierwszy widział takiego człowieka, który pisze gazety — i musiał przyznać, że jest mądry człowiek i chociaż dorosły, zupełnie niepodobny do żadnego ministra.
— Czy pan pisze czy rysuje także?
— Nie, w każdej redakcji gazety jest ktoś, który pisze, a inni znowu rysują. Gdyby wasza królewska mość chciał jutro odwiedzić naszą gazetę, bylibyśmy bardzo szczęśliwi.
Maciuś dawno już nie wyjeżdżał z pałacu, więc