Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


U trzeciego króla przyjęto Maciusia bardzo skromnie, chociaż równie życzliwie. Maciusia to trochę nawet ździwiło i troszkę mu było jakby nieprzyjemnie.
— Skąpy czy co? — pomyślał Maciuś. Pałac nawet niebardzo wyglądał na zamek królewski, prawie się nie różnił od ładniejszych domów miasta.
Jeden lokaj miał nawet trochę przybrudzone rękawiczki, a na obrusie była mała wprawdzie, ale — jednak — dziurka, zręcznie zaszyta jedwabiem.
Ździwił się Maciuś tem więcej, gdy go ten król zaprowadził do swojego skarbca. Tyle było w skarbcu złota, srebra i drogich kamieni, że Maciuś aż oczy zmrużył.
— Wasza królewska mość strasznie jest bogaty.
— O nie, — powiedział król — gdybym to chciał rozdać między wszystkich obywateli mego państwa, na każdego przypadłby jeden zaledwie pieniążek.
I tak to jakoś przyjemnie powiedział, że Maciusiowi aż serce drgnęło.
Ten król był najmłodszy ze wszystkich trzech, ale jakiś smutny.