Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie jak zwycięzca miasta, jego fortecy i murów, ale jak zwycięzca serc całej ludności. Stary siwy król tego państwa ze swemi dorosłemi dziećmi i z wnukami oczekiwał go na stacji. Na dworcu tyle było zieleni i kwiatów, jakby to był najpiękniejszy ogród, a nie dworzec kolejowy. Z gałązek i kwiatów upleciono napis: „Witaj, gorąco oczekiwany młody przyjacielu“. Wygłoszono cztery długie mowy powitalne, w których Maciusia nazywano dobrym, mądrym i walecznym królem. Przepowiadano, że panować będzie tak długo, jak żaden król jeszcze. Ofiarowano mu chleb i sól na srebrnej tacy. Zawieszono mu na piersi najwyższy order „Lwa“ z ogromnym brylantem. Stary król ucałował go tak serdecznie, że się Maciusiowi przypomnieli jego zmarli rodzice, i łzy napłynęły mu do oczów. Orkiestra, sztandary, bramy tryumfalne. Na balkonach dywany i flagi.
Na rękach wyniesiono go do samochodu. Na ulicach tyle było ludzi, jakby się z całego świata zjechali. Ponieważ zwolniono ze szkół uczniów na trzy dni, wszystkie dzieci były na ulicy.
Tak Maciusia nigdy jeszcze nie witała jego własna stolica.
Kiedy już zajechali do pałacu, na placu zebrał się tłum ludzi — nie chcieli się rozejść, dopóki Maciuś nie wyjdzie na balkon.
— Niech nam coś powie — krzyczeli.
Już prawie był wieczór, kiedy im się wreszcie Maciuś pokazał na królewskim balkonie.
— Jestem waszym przyjacielem! — krzyknął Maciuś.
Huknęły na wiwat armaty. Zapalono fajer-