Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wania pod niektóremi względami mogą być różne, to ja muszę słuchać — i basta! — bo na to jest, mój panie — zwierzchność — i już! Ale pan nie ma prawa mi ubliżać, bo nie jestem od pana zależny, bo pan jest na to za młody, żeby mi rad udzielać — i już.
I usiadłem na krześle.
Myślicie, że po tej odprawie on dał za wygranę?
— Ja raz jeszcze — powiada — pytam, co panowie myślicie w tej nad wyraz smutnej sprawie przedsięwziąć?
— Mój panie — powiadam — ja tam nie jestem denuncjantem, ale ostrzegam pana, że o tem naczelnik może się dowiedzieć i wylecisz pan z biura.
— A pan myśli, że ja będę pracował w takiem biurze, gdzie panują podobnie świńskie stosunki... Ja tu i godziny nie będę dłużej.
— Ach tak, to rozumiem — powiedziałem. — To pan jest pewnie radykał?
— A tak, radykał.
— Trzeba mi to było odrazu powiedzieć.
I poco ja dopiero z takim zacząłem gadać?
No: racja czy nie?
I wyobraźcie sobie państwo, teraz żyjemy ze sobą w najlepsze. Bo ja tam nikomu w drogę nie