nie jestem ja, tylko ktoś inny, który się za mnie podstawił. Tonąłem we łzach i w pocie chłodnym. Oczekiwałem rana z zamarłem sercem, oka zmrużyć nie mogłem. Postanowiłem zapisać część tej sumy na cele dobroczynne, byle przekonać się, że żyję. Kilka razy przebiegała mi przez głowę myśl: «a może darować im tę sumę, i nie wywoływać wilka z lasu». Ale ciekawość ma też swoje prawa.
O świcie dzwoniłem do mieszkania rządcy.
— Panie, błagam pana, daj mi pan świadectwo, że ja nie umarłem, że zamiast mnie nie żyje ktoś inny.
Wiele chwil długich, jak wieczność, minęło, nim zdołałem przekonać zacnego człowieka, że żyję: z początku stanowczo odmówił dania mi świadectwa, potem dopiero udobruchał się i wręczył mi cenny papier.
W dwa dni później uśmiechnięty, rozwiośniony, przestępowałem próg biura towarzystwa asekuracyjnego.
Urzędnik przejrzał papiery, pokręcił głową, uśmiechnął się smutnie i szepnął:
— Tak, panie, mamy już dowód żeś pan nie umarł, ale musimy mieć dowód, żeś pan się urodził.
Stałem jak piorunem rażony.
— Jakto? więc istnieje wątpliwość? więc mo-
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/77
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.