bie potrzebne takie zajęcie, zebyś miał dużo świeżego powietrza i dużo ruchu». Do Merangi ani do Jabajcy nie pojadę, bo nie mam; więc sobie wynalazłem taką robotę, co mi nie szkodzi. Zdrowie każdemu miłe.
— Och, panie drogi, zdrowie — to skarb. (Wziąłem go po przyjacielsku pod ramię, i szliśmy wolnym kroczkiem). Właśnie to cenię w panu ogromnie, że pan to rozumiesz. Panie, ruch i czyste powietrze — to skarby nieocenione.
— Sie wi. Niema, panie, jak we szpitalu leżeć. Żeby to u nas we warsztatach było takie powietrze i światło, tobym ja nie potrzebował się teraz leczyć.
I nagle odsunął się odemnie, spojrzał przenikliwie i zapytał ostro:
— A pan gadaj, co pan chcesz: pan mnie masz za złodzieja.
— Ach, jeśli panu już tak bardzo o to idzie, niech i tak będzie. Ale przecież sama nazwa niczego jeszcze nie dowodzi. W każdem rzemiośle czy zawodzie istnieją różni ludzie: źli, gorsi, najgorsi; dobrzy, lepsi i najlepsi.
— Sie rozumi.
— A czemże fach pański ma być gorszy od innych? I tu potrzebna fatyga, spryt, zdolności, wprawa, a nawet duże wykształcenie, i tu jest ryzyko.
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/73/Janusz_Korczak_-_Kosza%C5%82ki_Opa%C5%82ki.djvu/page193-859px-Janusz_Korczak_-_Kosza%C5%82ki_Opa%C5%82ki.djvu.jpg)