Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trzech jego rówieśników opuściło ten padoł nazwisk — on nic. Opiekunka i wychowawczyni cisnęła go przez omyłkę na ziemię — on nic. Widział, że nie można inaczej, więc dostał angielskiej choroby (mądra nazwa: rachitis) — ale mimo to żył, uparł się, zacisnął dziąsła (zębów nie miał jeszcze) — i żył.
I co z takim zrobisz?
Towarzystwo opieki nad zwierzętami ma baczenie na psa bez właściciela, ale nie na dzieci — bez nazwiska. Mógł się więc Franek wałęsać, nie zwracając niczyjej uwagi. Tak, ze strony prawnej — mógł, ale nie mógł ze strony faktycznej: nie umiał chodzić jeszcze. Ja naprzykład mogę mieć dom, ale za co go kupię?
Zrozumiane?!.
Franek miał cztery lata, kiedy poszedł do służby. Proszę nie brać tego dosłownie: czteroletnie dziecko, choćby nawet zupełnie bez nazwiska, nie będzie lokajem u doktora, ani froterem u adwokata, ani parobkiem w składzie lamp, handlu win, lub bodaj traktjerni. Ale Franek kołysał bliźnięta mularki i wypijał im mleko. Mularka domyślała się, że Franek wypija mleko, więc biła go pustym kubkiem po głowie, ale byłaby go biła, choćby on nawet nie wypijał, więc poco miał być plus uczciwy, que le bankier lub jego ojciec.