Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co, już? A co ja mam powiedzieć? Młokos jeszcze jesteś.
Ucieszyłem się, że żyje, że nazwał po imieniu.
I nagle ciepła ręka dotyka mego czoła. Drgnąłem. Otwieram oczy. Spotykam się z niespokojnem spojrzeniem mamy.
— Śpisz.
— Nie.
— Boli cię głowa?
— Nie.
— Nie zimno ci, może cię przykryć?
Ręka matki dotyka twarzy, piersi.
Siadam.
— Niech się mama nie boi. Głowa wcale mnie nie bolała.
— A mówiłeś.
— Zdawało mi się. Spać mi się chciało.
Obejmuję rękami za szyję, patrzę w oczy.
I szybko chowam głowę pod kołdrą. Jeszcze słyszę:
— Śpij, synku.
Jestem znów dzieckiem, i mama mówi mi: «synku». Znów mówią mi: «ty». Znów szyby są przezroczyste, znów dywan odzyskał dawne minione barwy.
Znów mam młode ręce, młode nogi, młode kości, młodą krew, młody oddech, młode łzy i radość.
Radość — łzy — i modlitwę młodą, dziecinną.
Zasnąłem. Jak po dalekim marszu.