Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Patrzę, jak dorośli tylko nas odsuwają z drogi, bo im przeszkadzamy. Czego się tak spieszą?
No, nic. Wóz ruszył nareszcie, i przychodzę do szkoły. Wieszam palto i do swojej klasy. A tam już mówią, że Wisła stanęła.
— Dziś w nocy.
Tamten mówi, że nieprawda. Kłócą się. Właściwie nie kłócą się, ale spierają.
Jeden mówi:
— Patrzcie go. Pierwszy mróz, i już mu Wisła stanęła. Kra to może płynie.
— Właśnie, że nie płynie.
— Eee, głowę zawracasz.
Jeszcze się paru przyłączyło. — Dorosły napewno powiedziałby, że się kłócą. Bo racja; ten mówi: «głupi jesteś», tamten mówi: «frajerze». — Od Wisły przeszli na śnieg: Czy będzie, czy nie? — A to, że dym z komina idzie w górę, więc nie będzie śniegu. A to, że po wróblach można poznać, czy będzie śnieg. Któryś tam mówi, że widział barometr. — I znowu:
— Głupi jesteś.
— Ty zato mądry.
— Kłamiesz.
— Może ty kłamiesz?
Nie wszyscy biorą udział w kłótni. Bo inni stoją, sami nic nie mówią, tylko słuchają.
Ja się też przysłuchuję i przypominam sobie, że i dorośli w cukierni też kłócą się często — nie o śnieg, ale o politykę. Zupełnie tak samo. Nawet mówią tak samo: