Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znów czytam zadanie, bo jutro pierwsze rachunki.
A Irena znów:
— Już wytarłam nos.
Nic nie odpowiadam.
Ona stoi i mówi cichutko, tak jakby do siebie:
— Już mam teraz czysty nos. I majtek mi nie widać.
Pokornie — boi się, żeby się na nią nie gniewać.
Więc co? Chyba opowiedzieć? — No, i zacząłem. Nic nie rozumie. Ciągle:
— Dlaczego?
Dlaczego woda, dlaczego węże, dlaczego strażacy, jaka benzyna, czy żyje, czy duża?
Mała i nie rozumie. Ja też nie wiedziałem.
— Poczekaj, to ci narysuję.
Narysowałem strażaka w hełmie, pompę — i miałem jakby jaką pogadankę.
Żeby nie my, toby ci malcy nic nie wiedzieli. Od nas się wszystkiego dowiedzą. My od starszych, a oni od nas. I tak idzie nauka.
Już nie wiem, co mówić dalej, więc powiadam:
— Powtórz.
A ona:
— W sklepie się woda zapaliła. Przyjechała policja i rozganiała. I był ogień — i był pożar.
Myśli, że ogień i pożar — to co innego.
— Od ognia zrobił się pożar.
I znów ma świeczkę pod nosem, ale już nic nie mówię. Niech tam. I tak zadania nie zrobię. Wiersza się głośno uczyłem, Irena słuchała.