Bez nich byłoby może mniej śmiechu i wesołości, ale życie byłoby spokojniejsze.
Ale dorośli myślą, że my tylko łobuzów lubimy, że tylko najgorszych słuchamy i co nam tylko powiedzą, zaraz robimy. Że oni wszystkich psują.
Nieprawda. Jak my takiego łobuza dziesięć razy nie posłuchamy, nikt o tem nie wie. A jak raz coś z nim razem zrobimy — zaraz huzia na wszystkich.
Ładnieby świat wyglądał, gdybyśmy naprawdę zawsze i wszyscy ich tylko słuchali. Ładnieby wyglądał, gdybyśmy ich nie uspokajali.
Ile razy się mówi:
— Daj spokój — zostaw — przestań — nie rób tego. — Ej, bo będziesz potem żałował.
I posłucha się łobuz. I doprawdy, jeżeli dorośli mogą z nimi wytrzymać, nasza w tem zasługa.
No, i skończyło się tak, że kto palił papierosy na drugiem piętrze niewiadomo, a my pieska naszego nie widzieliśmy.
Dopiero po szkole pan woźny mówi:
— Bierzcie go już, a drugi raz mi tu psów nie przyprowadzajcie, bo nie mam czasu. Razem z psem pomaszerujecie do kancelarji.
I wyszliśmy: ja, Mundek i Bączkiewicz. I Łatek (niech już zostanie Łatek).
Jakże się cieszył, kiedyśmy go puścili na swobodę. — Jak wszystko, co żyje, ciągnie do wolności. Czy człowiek, czy gołąb, czy pies.
Radzimy we trzech, co dalej robić. A Bączkie-
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/142
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.