— Pijak się zemścił — przypomina Kajtuś.
— Zemścił się. Znał jakiś sekret, że szczury nam naprowadził. Dużej szkody nie zrobiły, bo i dziadek miał swoje sposoby. Tylko jeden został — wielkie takie szczurzysko.
— Był taki duży, jak kot?
— Tyle nie. Ale nie można go było złapać — tego szczura.
— Pewnie zaczarowany — pomyślał Kajtuś, ale nic nie mówi.
— Dziadek zwabił tego szczura do kuchni. Jest. Dobrze. Zamknął wszystkie drzwi i szuka. Niema. I tu i tam, i tu i tam. Niema i niema.
— Schował się pod schodek.
— Nie pod schodek wcale. Nieuważnie słuchałeś. Owszem, był schodek z kuchni do sieni. Dziadek odwalił ten schodek siekierą, ale
szczura niema. No, przypomnij sobie, Antosiu.
— Wiem. W kieszeń fartucha się schował.
— I to nie. Wisiał w kącie fartuch. Ale szczur powiesił się zębami, tak skoczył i wisiał na zębach, w płótno się wgryzł. No już.
— Babciu, jeszcze o beczce do wody deszczowej.
— I co ciekawego? — Że w beczce znalazłam ropuchę?
— A pożar, babciu?
— Nie, nie. Już późno. Ojciec będzie się gniewał.
— No, to o kurach, które się niosły w drewutni.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/45
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.