Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie rzecz niepojęta: chodzi na czworakach po wodzie.
Skoki: z jednego, dwóch i czterech pięter.
Huragan oklasków.
Minister daje znak, że więcej nie pozwala.
— Król wód!
— Czarodziej rzek i mórz!
Na dwa dni zwolniono szkoły. Niesposób było utrzymać chłopców w ławkach szkolnych.
Przed hotelem przez dwa dni stały tłumy. Samochody jeździły innemi ulicami.
W nocy, w tajemnicy opuścił Kajtuś Paryż.
Salonowym wagonem. Dyrektor odprowadza go do portu.

Pierwszy raz widzi Kajtuś morze i okręt. — Kapitan okrętu oprowadza go i daje objaśnienia.
To kajuta Kajtusia; to jadalnia pasażerów pierwszej klasy; to czytelnia i sala kinowa, to pływalnia. — Czy chce obejrzeć maszyny?
Kajtuś patrzy i oczom nie wierzy. — Czy to możliwe że to wszystko zrobili ludzie, a nie czarodzieje? — Pyta się:
— Do czego ta maszyna? — Poco to? — Jak to się porusza?
— Już dosyć, — mówi doktór. — Tu gorąco, powietrze niezdrowe.
— Zaraz, zaraz.
Zagląda do pieca.
— Jak wulkan, — mówi.
Uparł się, że zostanie, dopóki okręt nie ru-