Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To rękaw z batystowej sukienki, w którą Niewiadomy przebrał policjanta. Policjant urwał i schował na pamiątkę.
Uczeni pożegnali się:
— Do jutra!

Na drugiem zebraniu mówiono o wyniku badań. Całkowicie potwierdziły to, co już przedtem powiedzieli polscy uczeni.
Potem poprosił o głos spirytysta.
— Panowie, wiem, że nie lubicie, gdy się mówi o duchach; więc nie zabiorę wiele czasu, znając waszą nieufność do naszych badań.
— Nie ufamy dlatego, że przekonaliśmy się wiele razy, że wasze sztuki — to zwykłe oszustwa.
— Nie przeczę. To też badamy coraz ostrożniej. Teraz też się często mylimy.
— Dlaczego wasze duchy robią wszystko po ciemku? — Dlaczego nie mówią wyraźnie, jak my, gdy chcemy coś powiedzieć, albo pokazać?
— Dlaczego? — Nie wiemy; ale może będziemy wiedzieli. — Może nie chcą mówić wyraźnie, a może nie mogą. — Nie umiemy się porozumieć z duchami; może będziemy kiedyś umieli?
— Więc chce nas pan przekonać, że to wszystko duchy zrobiły? — zapytał niecierpliwie historyk.
— Nie. — Tego nie mówię. Ale znalazłem w Warszawie medium i urządziliśmy seans. —