Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za daną mu na kajet dziesiątkę kupiło cukierki, dorosły przegrał w karty cały majątek. — Niema dzieci — są ludzie; ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach, innej grze uczuć. — Pamiętaj, że my ich nie znamy.
Niedojrzałe!
Zapytaj starca, on cię w czterdziestym roku za niedojrzałego jeszcze uważa. — Ba, całe klasy społeczne są niedojrzałe, bo słabe. — Całe narody wymagają obcej opieki, — też niedojrzałe, bo armat nie mają.
Bądź sobą i czujnie przyglądaj się dzieciom wówczas, gdy sobą być mogą. — Przyglądaj się i nie żądaj. — Bo nie zmusisz żywego, zaczepnego dziecka, by było skupione i ciche; nieufne i chmurne nie stanie się szczerem i wylanem; ambitne i oporne nie będzie łagodnem i uległem.
A ty sam?
Jeśli nie masz imponującej postawy i mocnych piersi, próżno starać się będziesz donośnym głosem uciszać hałas gromady. — Masz dobry uśmiech i cierpliwe spojrzenie — nic nie mów: może uspokoją się same? Szukaj własnej drogi.
Nie żądaj od siebie, byś był już poważnym, dojrzałym wychowawcą z buchalterją psychologiczną w sercu i kodeksem pedagogicznym w głowie. Masz cudownego sprzymierzeńca, czarodzieja — młodość, a wzywasz zrzędę — niedołęgę — doświadczenie.