Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niech przez noc większe urosną; a drugi znów chłopiec powiedział, że nigdy w lesie nie zabłądzi, chociaż lasu nie zna, bo kieruje się słońcem: jak ma po prawej stronie słońce, zagłębia się w las, a jak po lewej, znaczy, że wychodzi z lasu.
Ciamara wziął słońce z prawej strony i poszedł szukać trzech małych grzybów. Najprzód spotykał chłopców, potem nikogo nie widział. Ale się nie bał, tylko usiadł i czekał na trąbkę. Potem mu się znudziło siedzieć i znowu szedł, ale już nic nie wiedział; zaczął płakać, bo zobaczył jakieś górki, a z tych górek szedł czerwony blask. Potem zdawało mu się, że słyszy trąbkę, ale bał się iść, bo nie wiedział, dokąd. Więc ukląkł pod drzewem i zaczął się modlić, żeby go Pan Jezus wyprowadził z lasu. I zaraz usłyszał znowu trąbkę i zaczął iść bardzo prędko, ale się widać omylił i wyszedł nie do panów, a na szosę.
Usiadł na kamieniu przy szosie, bo nie wiedział, w której stronie kolonia, więc czekał, żeby się kogo zapytać.
Przechodził pastuch, nie chciał odrazu powiedzieć.
— A co mi dasz, jak ci powiem?
— Nic nie mam — mówi Ciamara — tylko chustkę do nosa.
— To daj chustkę do nosa.
— Chustki do nosa nie dam, bo kolonijna, toby się pan gniewał.
I dobrze, że nie dał chustki, bo później szli ludzie z sierpami i zaraz poznali, że Ciamara zabłądził.
— A poco głupi odłączyłeś się od panów?
— Chciałem trzy małe grzybki znaleźć.
— Poczekaj, dadzą ci teraz panowie grzybki.
Odprowadzili Ciamarę aż do polanki, a z polanki sam trafił.
Myślicie, że się Ciamara poprawił? Nie, — w dalszym