Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kłopot był wielki z kieratem, dopóki Dajnowski i Wiktorowski nie zostali admirałami zjednoczonej floty morza Pompowego i właścicielami całego, przylegającego do morza terenu.
Dostojeństwa i przywileje nakładają zawsze ciężkie obowiązki.
Dajnowski i Wiktorowski są właścicielami morza, które się koło pompy utworzyło w dziurze, oni wydają pozwolenia na wszelkie roboty, kanały i porty, bez ich zgody żadna łódź nie ukaże się na wodach Pompowych; ale też oni odpowiadają za całość kieratu, za wszystkie wypadki na całym terenie, podległym ich władzy.
Wiktorowski ma dwie łódki, wycięte z kory scyzorykiem, później jedną z nich podarował Kucharskiemu, sam zrobił inną, z żaglem, pokładem, sterem i ławkami. Dajnowski ma, cztery żaglowce.
Z korą na budowę okrętów nie taka znów łatwa sprawa jakby się pozornie zdawało. Bo korę wolno tylko z pieńków zdzierać, a nigdy odbijać z drzew zdrowych. I dlatego kora, z której ma być rozpoczęta budowa, musi być obejrzana, pozwolenie na pracę wydane; inaczej okręty niezameldowane, jako korsarskie, będą konfiskowane, a właściciel sądownie ścigany.
Są inne jeszcze ograniczenia, bo i wody do morza zbyt wiele puszczać nie należy; wzamian jednak jest wolność, oparta na prawnem posiadaniu.
Dawniej gdy Jan się ukazał, trzeba było całą flotę chwycić i w nogi, co tylko sił starczy; ubliżało to godności, nie licowało z powagą morza Pompowego. Teraz, kiedy strona prawna została już wyjaśniona, nic podobnego mieć miejsca nie może.