Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i każdej epoki“ — mówił Szczepanowski — i zasiadł na ławie oskarżonych — fałszerz, oszust, szkodnik!...
„Jestem naturą, nie mam sumienia, bo ona go niema“.
„Dążenie jest bólem, a posiadanie nudą“ — mówi Przybyszewski...
I tego siedzi we mnie tysiące. Każdy choć przez chwilę był moim bogiem...
Śmieszne: jeden ja majaczy, a drugi ja go obserwuje, żeby napisać powieść...
Dziewczę — dziecko, kocha się w nauczycielce, i oto klęczy i modli się: „niech ja będę najnieszczęśliwsza, byle ona była szczęśliwa“. I pisze pamiętnik: „moja stokrotka była dziś smutna. Długo płakałam. Dzisiaj Mańka podawała jej palto, a jutro — moja kolej. I Zośka także chciała, ale dałyśmy jej odprawę, bo tylko małpuje. Kupujemy jej palmę; mam już trzy ruble z tego, co mama daje mi codzień na ciastko. Boże, czy to nie grzech, że ja ją czasem więcej kocham niż rodziców?“
— Tatuś ma rację, — mówi matka.
— A gdzie tatuś ma rację? — pyta dziecko.
I dlaczego się mówi: „pogoda pod psem?“...

Zgubiłem duszę. Dziwne...
Zgubiłem nie pamiątkowy zegarek, nie cenne cacko, nie laskę ze srebrną rączką, ale zgubiłem duszę, — zatraciłem gdzieś siebie.